wtorek, 26 lutego 2013

Od zawsze, ale to kurwa zawsze mnie zastanawiało co się odjebało na tym gifie...



Od zawsze, ale to kurwa zawsze mnie zastanawiało co się odjebało na tym gifie i w końcu wymyśliłem:

Pan w żółtej koszuli, nazwijmy go Robert, pracował od 30 lat jako tramwajarz. Codziennie o 6 rano wyruszał swoim żółtym tramwajem w miasto aby o 14 skończyć pracę i o 15 wrócić do domu. Chyba, że wyskoczył jeszcze z kolegami z zajedzni na piwko, wtedy wracał o 17.
W domu czekała na niego jego żona, nazwijmy ją Bożena, z obiadem i pytaniem jak było w pracy oraz ewentualnie jeżeli był na piwie z kolegami to z pretensją dlaczego wrócił tak późno i, że czuć od niego piwskiem.

Ich pożycie małżeńskie zanikło około 40 roku życia. Potem były jeszcze jakies pojedyncze epizody, najczęściej gdy Robert się najebał i zaczynał dobierać się do żony, która odpędzała go mówiąc, że nie jest jakaś pierwsza lepsza i z pijanym do łóżka nie pójdzie.

Monotonię ich życia przerwała wiadomość o ślubie bratanka Roberta, nazwijmy go Krzyśkiem. Krzysiek był chłopakiem zaradnym życiowo, przedstawicielem handlowym znanej firmy produkującej kostkę brukową. Z tego powodu wiadomo było, że wesele będzie na poziomie więc Bożena sama wystroiła się jak mogła i Robertowi też kupiła nową, żółciutką koszulę i krawat z tworzywa sztucznego.

Wesele przebiegało standardowo. Po części oficjalnej składającej się z pocałowania bochenka chleba, wypicia kieliszka wódki przez państwa młodych oraz podziękowań dla ich rodziców można było już pić do woli bez obaw o swoją reputację. Robert wódkę lubił, a że w tej sytuacji miał do picia jej słuszną okazję to sobie nie żałował. Po kilkunastu kieliszkach wypitych z różnymi współbiesiadnikami uwagę Roberta przykuły czerwone włosy siedzącej kilka krzeseł od niego kobiety. Zaczął zagadywać, elegancko się przedstawił, okazało się, że kobieta jest ciotką panny młodej, nazwijmy ją Edyta. Zawarcie znajomości zwieńczyli bruderszaftem, na co Bożena patrzyła krzywo ale nie chciała robić scen przy ludziach.

Po kilku kolejnych kieliszkach kapela zagrała jeden z ulubionych przebojów Roberta- "Bo do tanga trzeba dwojga" Budki Suflera. Zdobył się na odwagę i poprosił Edytę do tańca. Na wymowne spojrzenie żony zareagował- przecież jest wesele, nie będę siedział całą noc przy stole, uspokój się, wszyscy patrzą.
Zaczęli tańczyć, w głowie Roberta szumiał już wypity alkohol. Edyta miała ładne kolczyki, płomienne włosy i okazale prezentujący się przez duży dekolt biust. Tańczyła trochę jak w telewizji, bynajmniej tak się mu wydawało. Jej zalotne spojrzenie oraz podskakujące delikatnie w tańcu piersi rozgrzały go już do czerwoności. Kiedy wokalista zaśpiewał "nigdy więcej na tej sali nie spotkamy się" Robert nie wytrzymał i zamachał językiem tak, jak widywał to na 650 kanale telewizji kablowej w nocy. Chciał pokazać, że ma w sobie jeszcze męską krzepę.

Zobaczyło to kilka osób z rodziny. Jakaś kobieta zaraz powiadomiła o zajściu Bożenę, które resztę nocy spędziła płacząc w toalecie nad swoim zmarnowanym życiem. Robert został zaprowadzony do stolików przed salą weselną przez swojego brata. Siedział tam, palił papierosy i pił wódkę z tymi gośćmi weselnymi, którzy się akurat nawinęli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz